Opozycja alarmuje, że ukraińskie zboże niszczy polski rynek, resort rolnictwa uspokaja, że w pełni kontroluje dostawy ze Wschodu.
Polskie Stronnictwo Ludowe uważa, że niskie ceny skupu zbóż to efekt politycznej bierności władz. Poseł ludowców Mirosław Maliszewski obawia się, że do Polski trafia więcej towaru, niż zakładają limity w ramach bezcłowego kontyngentu z Ukrainy do Unii.
- Rolnicy w wielu miejscach w Polsce już zapowiadają protesty, bo nie mogą się zgodzić na to, że jest brak reakcji. Producenci zbóż zapowiedzieli, że w przypadku wzmożenia lub utrzymania tej fali importu zbóż z Ukrainy, będą protestować. Łącznie z tym, że wysypią zboże na torach - powiedział Mirosław Maliszewski.
Informację o imporcie zbóż prezentowała w Senacie wiceminister rolnictwa Ewa Lech. Jak wskazała, Unia Europejska sprowadza z Ukrainy głównie pszenicę i kukurydzę. Dostawy nie przekraczają jednak ustalonych limitów.
- W 2016 roku bezcłowe kontyngenty na przywóz kukurydzy i pszenicy z Ukrainy cieszyły się w Unii Europejskiej wielkim zainteresowaniem. Roczny kontyngent, jaki Komisja Europejska przewidziała na teren UE, to 400 tys. ton kukurydzy, a w przypadku jęczmienia - 250 tys. ton i został on wykorzystany w niewielkim stopniu, w przeciwieństwie do kukurydzy i pszenicy - stwierdziła wiceminister rolnictwa.
Bezcłowy kontyngent z Ukrainy do Unii przewiduje dostawę miliona 600 tysięcy ton zboża.