Ostatnie miesiące przynoszą zdecydowane wzrosty cen jedzenia. W 2017 roku zaskoczeniem dla tysięcy Polaków było drożejące masło, później okazało się, że o jedną trzecią wzrosły ceny jaj.
Teraz przyszła pora na jabłka. W grudniu 2017 roku ich hurtowe ceny wzrosły, według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywieniowej, na które powołuje się środowy "Super Express", o aż 89 proc., a w spółdzielniach ogrodniczych o 83 proc. Ceny detaliczne wzrosły mniej, lecz i tak za jabłka trzeba płacić o ponad połowę więcej niż przed rokiem. Kilogram kosztuje już 5,2 zł.
Jak zauważa dziennik, za rosnącymi cenami tych owoców stoją kataklizmy, które nie oszczędzały w 2017 roku sadowników. Chodzi o pustoszące sady przymrozki i grad, które mocno ograniczyły zbiory.
O skali problemu mówi "SE" Krzysztof Czarnecki, wiceprezes Związku Sadowników RP.
- Niektórzy sadownicy w ubiegłym roku nie zebrali żadnych plonów, zbiory innych były o połowę mniejsze niż zwykle. A co gorsza, zebrane owoce są niskiej jakości i źle się przechowują - mówi dziennikowi Krzysztof Czarnecki.
To spowodowało, że koszty ponoszone przez sadowników wzrosły. W efekcie ceny jabłek wystrzeliły.
Według wiceszefa Związku Sadowników RP nie ma szans, by jabłka szybko potaniały. Wręcz przeciwnie, wiosną mogą być jeszcze droższe - właśnie ze względu na to, że niewiele z nich jest dobrej jakości.